M:Wstalismy bardzo wczesnie, zeby zdążyć na samolot do Sydney , który odlatywał o 6.35. Wydawało się że mamy dużo czasu i dokładnie wiemy jak trafić na lotnisko, przecież wczoraj bez problemu trafiliśmy do hostelu jadąc z lotniska. Pamiętaliśmy że po drodze było mnóstwo znaków kierujących na lotnisko. Okazało się że teraz te znaki gdzieś zniknęły... Mimo że mieliśmy mapę Brisbane, dość ogólną, ale zawsze coś, jechaliśmy jechaliśmy i nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteśmy. A czasu do odlotu było coraz mniej. Udało nam się w końcu zlokalizować nas na mapie, okazało się że jesteśmy już hen, hen za lotniskiem. Zawróciliśmy i z dużą szybkością pojechaliśmy na lotnisko, w drugą stronę znaki drogowe kierujące na Airport nagle się pojawiły. Na lotnisko dotarliśmy przed 6, o której mijał czas finalnego check inu. Musieliśmy jeszcze oddać samochód w thrifty, więc ja popędziłam rączym kłusem z plecakiem do hali odlotów, a z Zbyszek został oddawać samochód.Szybko udało mi się dostać do samoobsługowego check inu i wydrukować dla nas bilety. Usiadłam i czekałam na Zbyszka, a on jakoś długo się nie pojawiał. Jak przyszedł okazało się że długo czekał w biurze Thrifties na parkingu, ale tam było zamknięte więc zostawił samochód i oddał klucze w biurze Thrifties na hali odlotow. Oddaliśmy bagaże i poszliśmy do naszego gatu, okazało się że bez problemu zdążyliśmy.
W Sydney złapaliśmy shuttle bus na lotnisku i po dłuższej chwili oczekiwania przez kierowcę ąż autobus się wypełni pojechaliśmy do hostelu. Mieliśmy zarezerwowany ten sam hostel , w którym zatrzymaliśmy się po przyjeździe do Australii - Kanga House na Victoria Street. Tym razem dostaliśmy najfajniejszy pokój w hostelu, dwójkę z widokiem na Sydney. Widok z okna jest zjawiskowy. Widać Operę, Harbour Bridge , wieżowce w City :) Zrobiliśmy sporo zdjęć zarówno w dzień jak i wieczorem:)
Ostatni dzień w Australii przeznaczyliśmy na zakupy. Nic więc już nie zwiedzaliśmy, tylko biegaliśmy po sklepach. Najpier pojechaliśmy do centrum handlowego przy Bondi Junction. Nic tam nie kupiliśmy, dalej ruszyliśmy Oxford Street , którą doszliśmy aż do George Street, samego centrum, niezły kawał... Potem łaziliśmy trochę po centrum, kupiliśmy trochę pamiątek, jakieś drobiazgi, trochę książek.Pożegnalną kolację zjedliśmy w Darling Harbour, w knajpce na tarasie z widokiem na port. Zbyś zamówił kangura, którego trochę od niego spróbowałam, mięsko pyszne, trochę podobne do wołowiny ale bardziej miękkie.
To już nasz ostatni, pełny dzień w Australii, jutro wylatujemy do domu.