Z: Dzisiaj nastapil dzien odpoczynku... Z rana po zjedzeniu na sniadanie ananasa i mango pojechalismy na plaze. Marta plazowala a ja po 20 minutach plazowania polazlem do wody zeby sprawdzic czy moze sa tu jakies rekiny, slonowodne krokodyle albo wrogie meduzy. Po kilkudziesiciu minutach podskakiwania na falach nie stwierdzilem obecnosci zadnego z mordercow. Lekko znudzony poszedlem wiec z powrotem na plaze zeby wyschnac. W sumie na plazy i w oceanie spedzilismy jakies poltorej godziny i jak zobaczylismy stado dzieci w wieku szkolnym, ktore przyszly do szkolki surferskiej (chyba w ramach zajec bo rok szkolny konczy sie w przyszlym tygodniu) ucieklismy do lokalnego parku narodowego. Drugim powodem opuszczenia plazy bylo okropne goraco bo czulismy ze za chwile zaczniemy przypominac duze skwarki :-)
Parkow narodowych w Australii jest tysiace i kazde szanujace sie miasto, miasteczko, osada ma w okolicach conajmniej jeden. Noosa ma dwa parki. Jeden - jakies 10 minut od plazy i drugi kilkanascie minut jazdy samochodem. Ten drugi jest znacznie ciekawszy - sa roznokolorowe piaski na plazy, wielkie diuny... i mozna jezdzic po plazy samochodem (jest ograniczenie do 80 km/h). Ale zeby z niego w pelni skorzystac trzeba miec samochod 4x4 a nasza Corolla ma naped tylko na przod. Dlatego udalismy sie do parku numer 1. W parku jest kilka tras - wybralismy szlak nad woda. Szlak okazal sie byc asfaltowa sciezka ktora piela sie w gore i w dol wzdluz brzegu. Minelismy 3 plaze (prawie na kazdej bylo kilka osob z deskami), weszlismy na kilka klifow... Widzielismy po drodze ptaka Kookaburra (dla zainteresowanych http://en.wikipedia.org/wiki/Kookaburra), jaszczura goanna (http://en.wikipedia.org/wiki/Goanna), przepiekne niebieskie motyle oraz cudowne widoki na blekitne morze przecinane bialymi grzywami fal. Caly spacer zajal nam 2 godziny.
Po spacerze podjechalismy do Noosa na salatke z lososiem a Marta kategorycznie zapragnela odwiedzic kilka sklepow. Ja tymczasem kontynuowalem lekture ksiazki o Australii "Down Under" Billa Brysona umierajac co jakis czas ze smiechu (wszystkim polecam tzw must dla ludzi ktorzy chca sie dowiedziec czegos wiecej o Australii - http://www.empik.com/produkt?productId=315447&_name_=DOWN_UNDER). Zakupy nie zakonczyly sie sukcesem... Nic nie zostalo kupione :-( Wiec poszlismy na popoludniowa kapiel w oceanie. O godz. 16.50 uslyszelismy komunikat ratownika przez megafon "Za 10 minut zamykamy plaze. To znaczy ze od 17.00 nie bedzie ratownikow. Plaza bedzie ponownie otwarta jutro od 7.30". Po czym z budki ratownika wyszedl koles i sciagnal flagi. Oczywiscie ludzie pluskali sie jak wczesniej ale w Australii widac godzina 18.00, od ktorej w knajpach zaczynaja serwowac kolacje jest godzina na ktora ratownicy rowniez musza zdazyc na kolacje do domow.
Na zakonczenie dnia odwiedzilismy supermarket gdzie zakupilismy 2 kg orzechow macadami w celu zabrania ich do Polski obkupilismy sie w napoje chlodzace. Dodatkowo w Bottle Shopie kupilismy wino. W Australii alkohol jest dostepny tylko w sklepach alkoholowych i w porownaniu do Polski jest dosc drogi. W sklepie z duzym zainteresowaniem przeczytalem informacje dotyczace sprzedazy alkoholu nieletnim oraz osobom w stanie nietrzezwym. Otoz sprzedaz alkoholu nieletniemu skutkuje nastepujacymi karami:
- management - ponad 18 000 AUD
- sprzedawca - 3 000 AUD
- delikwent (czyli osoba nieletnia kupujaca alkohol) - jedynie 1875 AUD.
Chyba wiec jest to gra niewarta swieczki.
A i jeszcze bym zapomnial. Tutaj wszedzie po ulicach i po lesie szwendaja sie dzikie indyki :-) Wygladaja bardzo sympatycznie.
Teraz koncze bo idziemy spozywac jakies potwory morza a jutro rozpoczynamy juz droge powrotna :-( Czyli skok do Brisbane z przystankiem po drodze w Australian Zoo (to wlasnie to ktore zalozyl Crocodile Hunter znany wiekszosci z Dsicovery Channel albo Animal Planet). Pojutrze rano lot do Sydney i za dwa dni lot do zimnego kraju...