Geoblog.pl    glinki    Podróże    Australia 2007    Kangaroo Island dzien 1
Zwiń mapę
2007
24
lis

Kangaroo Island dzien 1

 
Australia
Australia, Rocky River
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19418 km
 
M: Mielismy ambitne plany bardzo wczesnej pobudki i wyruszenia w droge kolo 8-9 rano. Ale poprzedniego dnia za dlugo ganialismy pingwiny po krzakach a potem siedzielismy na necie wiec udalo sie wyruszyc po 10... ale juz po sniadaniu.

Pojechalismy w kierunku zachodnim, nasz docelowy punkt to Flinders Chase Park i Flinders Chase Farm gdzie mielismy spedzic kolejna noc. Ale oczywiscie po drodze czekaly nas liczne atrakcje. Opuscilismy Penneshaw i zaraz za miastem byl punkt widokowy z ktorego rozpozcieral sie piekny widok na okolice i wybrzeze. Pierwsza atrakcja tego dnia byly lwy morskie (sea lions), ktore mozna tu ogladac w naturalnych warunkach, a nie w zoo. Sa dwie mozliwosci zobaczenia lwow morskich. Pierwsza to zejscie specjalna trasa na punkt widokowy. Druga to zejscie z przewodnikiem na plaze gdzie leza sobie zwierzatka. Oczywiscie wybralismy.... obie opcje. Najpierw zeszlismy na punkt widokowy, ktory byl calkiem blisko plazy i mozna bylo obserwowac lwy morskie z bardzo bliska, niektore podchodzily nawet po pomost na ktorym stalismy i odgrywaly gwiazdy wdzieczac sie do aparatu.

Z: Z platformy, na ktorej ogladalismy lwy morskie wrocilismy na zbiorke grupy majacej ogladac lwy z plazy pod wodza przewodnika. Przewodnik okazal sie byc bardzo sympatycznym mlodym czlowiekiem mowiacym w zrozumialej wersji jezyka angielskiego. Na plazy musielismy sie poruszac zwarta grupa zeby nie ploszyc lwow morskich. Widzielismy mlode samce, ktore wdaly sie w krotka sprzeczke a potem zwyciezca bardzo dumny z siebie kolysal szyjac wydajac z siebie zwycieskie odglosy (przewodnik mowil, ze jak czasem stary samiec zaobserwuje takiego mlodego zwyciezce to przychodzi i pokazuje mu kto tak naprawde rzadzi). Potem zobaczylismy malego lewka jak szukal matki. Jak ja zidentyfikowal po wydawanych odglosach to smiesznie biegl do niej(w przypadku lwow morskich slowo "biegac" oznacza takie smieszne podskoki), ale przy niej przyhamowal aby sprawdzic najpierw po zapachu czy na pewno to jest ona (gdyby sie pomylil zostalby zapewne odgoniony, a moze zaliczylby rowniez ugryzienie). Gdy wreszcie dopadl matki zaczal ja intensywnie poszturchiwac zeby sie odwrocila na bok i dala mu dostep do mleczarni :-). Normalnie matki wyplywaja w morze na ok. 3 doby i poluja a potem wracaja zeby nakarmic mlode i przebywaja z nimi kolejne dni. Wlasciwie jedynymi wrogami wych lwow morskich sa rekiny. Ale ta jako ze ta plaza jest oslonieta przez rafy - lwy morskie moga sie tam spokojnie rozmnazac i wychowywac mlode. W tej zatoce mozna siedziec caly dzien i ogladac jak te zwierzeta baraszkuja, plywaja na falach (niektore nawet surfuja zeby wyjsc na brzeg), bija sie albo laza po plazy i okolicach (zapuszczaja sie do jednego kilometra w glab ladu)... ale niestety nasze ograniczenia czasowe na wyspie (2 pelne dni) pozwolily nam na ograniczone przebywanie na tej plazy...

Nastepnym przystankiem w podrozy po Kangaroo Island bylo Little Sahara. Jak sama nazwa wskazuje jest to Sahara w skali mikro. Niketorzy moga to probowac odniesc do naszej rodzimej Pustyni Bledowskiej ale ja do porownania uzylbym raczej naszych krajowych wydm. Po prostu w sroku buszu jest gigantyczna gora piachu. W roznych folderach sa zdjecia ze niektorzy smialkowie urzadzaja sobie tam cwiczenia w jezdzie na snowboardzie (chyba raczej w tym przypadku powinien byc on nazywany sandboardem).

My bylismy tam praktycznie sami i wlezlismy na sam szczyt najwiekszej wydmy. Oczywiscie mozna tam sobie lazic do woli - na tabliczkach na parkingu jest tylko napisane aby pozostawic tam po sobie jedynie slady stop (tzn zadnych smieci).

Po powrocie do samochodu Marta zasiadla za kieownica a ja moglem zrewanzowac sie za jej docinki z poprzedniego dnia. Tak jak ja wlaczala wycieraczki gdy chciala wlaczyc kierunkowskaz a gdy chciala wrzucic dwojke jej prawa reka szukala czegos na drzwiach kierowcy w okolicach przyciskow do szyb elektrycznych, Jednak po kilku minutach prowadzila prawie bezblednie.

M: Po opuszczeniu Seal Bay ruszylismy dalej w kierunku zachodnim i zatrzymalismy sie w Hansons Bay, gdzie znajduje sie tzw Koala Walk. To rzad bardzo wysokich Eukaliptusow na ktorych mieszka kolonia ok 15-20 miskow. Nam udalo sie znalezc 7, jeden byl nawet bardzo blisko. Wiekszosc dobrze sie chowala wiec szlismy i zrobilismy sobie zawody kto znajdzie kolejnego miska, byl remis:). W Hansons mialy byc tez inne zwierzatka, ale ich nie znalezlismy.

Z: Marta zapomniala dodac ze tam widzielismy rowniez misia koale z plecakiem (czyli z malym misiem koala uczepionym do grzbietu mamy).

M: Z Hansons Bay pojechalismy do parku narodowego Flinders Chase National Park, tam dowiedzielismy sie ze warto wieczorem lub rano udac sie na Platypus Walk w celu poszukania plathypusa czyli dziobaka, a kolejnego dnia trzeba zakupic bilety na wjazd do parku. Bilety sa jednodniowe i uprawniaja do objechania calego parku i odwiedzenia wszystkich atrakcji. Poniewaz do wieczora byla jeszcze chwila, udalismy sie do naszego miejsca noclegowego czyli Flinders Chase Farm. Flinders Chase Farm zgodnie nazwa jest typowa australijska farma, z krowami, konmi , owcami i baranami. Gdy tam przyjechalismy wydawalo sie ze oprocz zwierzat nikt tam nie mieszka, bylo slychac tylko odglosy krow , owiec, ptakow. Zapukalismy do drzwi gdzie widnial napis Recepcja, ale nikt nie odpowiadal. Odpowiedzial za to maly szczeniaczek, czarno bialy piesek w latki ktory wyraznie mnie polubil. Przez nastepne kilkanascie minut poruszalam sie z uwieziona jedna noga, bo za nogawke spodni trzymal mnie piesek i nie dal isc.
Poniewaz nikt w domku nie odpowiadal, a my nie mielismy kluczy, przeslismy sie na spacer po farmie. Tuz za domek, kolo pastwiska, pasly sie ..... kangury. I to w duzej ilosci. Rzucilam sie na nie oczywiscie z aparatem:) To byl niesamowity widok. Pastwiska, krowy, konie, owce, dzikie szare gesi a wsrod tego wszystkiego skaczace kangury. Cudowne.
Udalo nam sie wreszcie znalezc kogos kto nie byl dzikim lub domowym zwierzeciem i dostalismy klucz do domku. Domek byl maly, drewniamy, nazywal sie SKYE i byl bardzo dobrze wyposazony. Bylo tam wszystko czego moglibysmy potrzebowac.

Z: Ha, Marta zapomniala dodac ze nad farma fruwaly sobie papugi. Z farmy wrocilismy do Parku. Gdy wyruszylismy szlakiem Platypuss Walk (czyli Szlak Dziobaka) to nagle wsrod traw zobaczylismy kupe futra. Okazalo sie, ze to kangur odwrocony tylem do nas wlasnie sie posilal. Droga jaka szlismy najpierw prowadzila przez trawiasta rownine, potem przez las (chyba eukaliptusow) oraz przez busz (nie zazdroszcze tym podroznikom, ktorzy msieli sie przedzierac przez busz na przelaj). Szla byl bardzo dobrze oznakowany a wlasciwie sciezka wysypana byla zwirem odrozniajacym sie od otaczajacego podloza.

U celu naszego marszu szlak zataczal ponad kilometrowa petle, z ktorej odchodzily kilkunastometrowe chodniki do platform polozonych nad woda. Z kazdej platformy podobno mozna zobaczy dziobaki. Na kazdej platformie sa tezs tablice (na kazdje platformie sa inne) wyjasniajace pochodzenie dziobaka, zwyczaje zywieniowe, zachowanie w porze suchej itp. Kazda tablica polozona przy wejsciu na platforme zaczyna sie od "psssst zachowuj sie cicho a moze zobaczysz dziobaka".

Nam niestety udalo sie zobaczyc jedynie szczypce kraba rzeczego, ktory pracowicie usilowal sobie przyciac jak trawy wodne. Ale za to w drodze powrotnej trafilismy znow na kilkanascie kangurow i dzikich gesi. A na parkingu paletaly sie walabi (kanguropodobne tylko duzo mniejsze).

Gdy wyjechalismy z parku bylo juz dosc pozno i zmierzchalo. Dlatego poruszalismy sie dosyc wolno, wiedzac ze o tej porze zwierzeta czesto wychodza na droge. Nagle zobaczylismy ciemny niewielki ksztalt chowajacy sie w przydroznych krzakach. Lekki dreszcze przeszedl mi przez plecy... To byla KOLCZATKA! Jeden z dwoch gatunkow ssakow, ktory znosi jaja, niemalze zywa skamienielina (co prawda jak na skamienieline to dosyc popularna w Australii). Zatrzymalismy sie na poboczu. Kolczatka jak nas uslyszala to najezyla sie sposob jezopodobny (sorry Jez) a Marta wyskoczyla z samochodu robic zdjecia. Poczekalismy cicho az kolczatka "rozjezyla" sie zeby moc zobaczy jak odchodzi weszac na prawo i lewo swoim dlugim ryjkiem.

W trakcie drogi na farme co jakis czas moglismy przy drodze zobaczyc kangury albo walabi.

M:Po powrocie z Platypus Walk z robiliam pyszna kolacje ze skladnikow kupionych jeszcze w Woolworth, popilismy winko kupione w winnicy w Barossa Valey i szybko padlismy po dniu pelnym przezyc.

Z: Przed zasnieciem poszedlem jeszcze do totalety do budynku obok. Nagle wychodzac uslyszalem jakis churgot na dachu. Wyszedlem przed budynek i oswietlilem dach latarka. Okazalo sie ze na dachu szukal czegos possum (czyli po naszemu opos), ktory na widok swiatla zwial do cienia. Jak ukladalismy sie do snu to towarzyszyl nam akompaniament ryczacych z oddali krow :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
glinki
Marta i Zbyszek Glinka
zwiedziła 4.5% świata (9 państw)
Zasoby: 64 wpisy64 52 komentarze52 193 zdjęcia193 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
21.11.2009 - 27.11.2009
 
 
07.03.2009 - 24.03.2009
 
 
30.09.2007 - 07.12.2007