M: Jestesmy w Sydney w kawiarnii internetowej w dzielnicy King Cross gdzie mieszkamy. Rano, kolo 10 przylecielismy z Kuala Lumpur. Znow mielismy szczescie, bo uniknelismy dlugiego czekania na odprawe celna i dokladne sprawdzanie i przeswietlanie bagazu. To jest tu normalne, bo nie wpuszczaja nic pochodzenia roslinnego i zwierzecego, poza cala lista rzeczy ktorych nie wpuszczaja tez w innych krajach. Gdy stalismy w kolejce, podszedl do nas celnik, pogadal, podsteplowal karty wjazdu a potem kazal isc bez kolejki bocznym wyjsciem dzieki czemu ominelo nas dokladne sprawdzanie i dlugie oczekiwanie.
Na lotnisku kupilismy pakiet startowy Vodafone za 39AUD, dzieki czemu mozemy rozmawiac za 130AUD, chcemy to wykorzystywac do rezerwacji noclegow glownie ale takze do kontaktow ze znajomymi z ktorymi spotkamy sie w Sydney i Adelaidzie.
Potem zadzwonilam do Kanga House, hostelu na Victoria Street 141, gdzie zarezerwowalam nocleg, aby przyslali po nas shuttle busa. Przyjechal bardzo szybko i zawiozl nas do dzielnicy King Cross, ktora w ciagu dnia wyglada spokojnie, ale w nocy rozkreca sie na calego.
W Kanga House dostalismy duzy double room, z widokiem na ulice. Po odswiezeniu sie ruszylismy poznawac miasto. Pierwsze kroki skierowalismy w kierunku ogrodu botanicznego Royal Botanical Gardens. To najpiekniejszy ogrod botaniczny jaki widzialam, a teraz wiosna, bo tu jeszcze jest wiosna, jest jeszcze piekniejszy niz kiedy widzialam go latem 4 lata temu. Mnostwo kolorowych kwitnacych, kwiatow, kwitnace kaktusy, spacerujace egzotyczne ptaki, przelatujace biale papugi kakadu czy wiszace glowa w dol nietoperze robia wrazenie. A to wszystko malowniczo polozone nad woda, z widokiem na wiezowce w City oraz zjawiskowy most i Opera House. SPedzilismy kilka godzin przechadzajac sie po ogrodzie, podziwiajac przyrode i widoki. WReszcie podeszlismy do Opery i przyjrzelismy sie jej z bliska. Robi wrazenie.
Stamtad poszlismy do Sydneyowskiej Starowki czyli The Rocks, gdzie poczulismy silny glod i usiedlismy w "The Rocks Seafood Cafe", gdzie skosztowalismy owoce morza i ryby.
Jak wracalismy do domu robilo sie juz chlodno, zaczal wiac ostry wiatr, choc to nadal letnia jak na polskie warunki pogoda.
Wieczorem wyszlismy "na miasto" czyli do dzielnicy Kings Cross, nasz hostel jest super polozony, w samym sercu zycia miasta, poki co koncze i ruszamy poznawac dzielnice King Cross...
nastepnego dnia....
Mimo duzych checi zbyt dlugo nie poznawalismy urokow dzielnicy King Cross, troche pochodzilismy i obserwowalismy co sie dzieje, weszlismy do Sport Baru na drinka czy dwa, potem zmeczenie po dwoch dniach podrozy zwyciezylo i chwile po polnocy bylismy juz z powrotem w hostelu. Mielismy sie spotkac jeszcze z Aga ktora mieszka w Sydney, ale smsa od niej z info w ktorym jest klubie przeczytalismy juz rano... nie dalismy rady...
ale jeszcze troche czasu przed nami zeby odkryc uroki King Cross...